do tego spektaklu wykonałam scenografię we współpracy z Grupą Agathos i Scholą Węgajty
Co jakiś czas do mojej podstawowej działalności, jaką jest pisanie ikon na zamówienie oraz prowadzenie Warsztatów ikonograficznych dochodzi praca pokrewna ikonografii. Tak było i tym razem. Z dużą radością przyjęłam zaproszenie do współtworzenia scenografii do gry o św. Franciszku.
Recenzja „Gry o świętym Franciszku” w miesięczniku „Teatr” (luty 2011)
Katarzyna Flader
Postać Giovanniego Bernardone, zwanego później świętym Franciszkiem, patrona nie tylko zwierząt – choć tak najczęściej się go kojarzy – ale także artystów, fascynuje od wieków poetów, malarzy, rzeźbiarzy, a ostatnio także reżyserów. Niespodziewana przemiana Bernardone z hulaki w człowieka głębokiej wiary, próba odnowienia Kościoła, niezwykła relacja z Klarą, założenie zakonu żebraczego, życie w pustelni – wszystko to zawiera w sobie dramatyczny potencjał i daje się przełożyć na język sceny
(nawet na język współczesnego musicalu, z jakim mieliśmy do czynienia w Teatrze Muzycznym w Gdyni w 2007 roku, kiedy to Wojciech Kościelniak wyreżyserował spektakl Francesco). Nie oznacza to jednak, że każda taka próba będzie udana.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia „wesołka Bożego”, „świętego poetę i poetę świętych”, postanowiła przypomnieć Schola Teatru Węgajty, opierając się między innymi na trzynastowiecznym tekście Oficjum o świętym Franciszku Juliana ze Spiry. Schola już od blisko dwudziestu lat przywraca współczesnej scenie dramat liturgiczny oraz dawny śpiew chorałowy. Jedną z pierwszych teatralnych realizacji zespołu było wystawienie Ordo Stellae (Rzecz o gwieździe) na podstawie dwunastowiecznego rękopisu z opactwa Saint-Benoît nad Loarą. Potem przyszedł czas na Planctus Mariae, Ludus Paschalis, Ludus Danielis, Ordo Annuntiatione, Missa Aurea, Ludus Passionis i Miracula Sancti Nicolai.
Grę o świętym Franciszku Schola po raz pierwszy wyszła z przestrzeni kościoła. Jak niegdyś teatr średniowiecza przestał mieścić się w budynku świątyni i zaczął wychodzić na przykościelne schody, a potem place i rynki, oddzielając się całkowicie od obszaru sacrum, tak teraz Schola Teatru Węgajty poszukuje nowych miejsc dla swoich spektakli. Wydaje się to dobrym pomysłem – oryginalne dramatyzacje Scholi mają szansę trafić do szerszej publiczności. Czy zostaną przez nią docenione?
Konstrukcja Gry o świętym Franciszku jest dwupłaszczyznowa. Przeplatają się w niej bowiem lekcje lektora (Robert Pożarski), czyli podniośle śpiewane przy pulpicie, w szacie liturgicznej, fragmenty opowiadające o życiu „grajka Bożego”, oraz utrzymane zazwyczaj w ludycznej atmosferze epizody przywoływane przez histrionów. Gra o świętym Franciszku składa się z dziesięciu odsłon; od powołania Bernardone po otrzymanie stygmatów i śmierć. Zdecydowanie najmocniejszymi stronami spektaklu są muzyka i śpiew. Schola przez lata pracy nad śpiewem gregoriańskim i muzyką dawną osiągnęła bardzo wysoki poziom. Zgranie głosów, siła i precyzja wykonania oraz umiejętność gry na dawnych instrumentach stanowią o wartości przedstawienia. Antyfony, responsoria i psalmy, czyli elementy śpiewu chorałowego, są osią dramatów. I tu słuchacz-widz może prawdziwie się rozsmakować.
W Grze o świętym Franciszku wykorzystano zarówno oryginalną muzykę (religijną i świecką) z epoki, jak i kompozycje powstałe specjalnie na potrzeby spektaklu. Trzon oprawy muzycznej stanowią śpiewy chorałowe. Są one pewnego rodzaju ramą widowiska, bowiem od nich zaczyna się gra. Chorał rozdziela też poszczególne opowieści o świętym Franciszku i jest epilogiem widowiska. Spektaklowi towarzyszyły również pieśni trubadurów i truwerów oraz instrumentalna muzyka taneczna średniowiecza, w rytmie której aktorzy odgrywali poszczególne epizody świętej historii. Do wybranych scen dołączono skomponowaną specjalnie na użytek spektaklu muzykę, stylizowaną na kompozycjach średniowiecznych (scena obłóczyn Klary czy otrzymania stygmatów).
Strona aktorska widowiska jest niestety nieco słabsza. Wydaje się, że zespół za krótko pracował nad tekstem, zbyt słabo doszlifował poszczególne sceny i – co ważniejsze – nie zdecydował się na jednolitą konwencję inscenizacyjną. Wątpliwość budzą już detale ubioru – część aktorów występowała w sandałach, inni w czerwonych współczesnych butach lub kolorowych skarpetach, jeszcze inni grali boso. Czy ta różnorodność była zamierzoną tytułową „grą” ze średniowiecznym tekstem oficjum, czy też niedopatrzeniem reżysera? Rozumiem zamysł, by każda opowieść była prezentowana przez innego histriona, który inaczej postrzegał świętego Franciszka, kojarzył go z innymi zdarzeniami, a potem opowiadał o nim w sobie tylko właściwy sposób. W efekcie jednak niektóre sceny balansowały na granicy rubaszności i powagi (te zresztą uważam za najlepsze), inne zaś w nazbyt dosłowny i patetyczny sposób odwoływały się do wydarzeń z życia Bernardone, stając się przez to niezamierzenie śmieszne. Wystudiowana egzaltacja w scenie ze świętą Klarą była drażniąca, cieszyły natomiast wszelkie chwyty sowizdrzalskie. Podskakujący kardynał (Marcin Bornus-Szczyciński), który prowadził mnicha do Watykanu, czy groteskowo przedstawiony papież Innocenty (bardzo dobrze zagrana scena ściągania ciążącej namiestnikowi świętego Piotra tiary) wzbudzali prawdziwą wesołość. Epizody te niosły w sobie ludyczność średniowiecznego teatru, która świetnie współgrała z opowiadaną historią. Przecież święty Franciszek nie bez powodu nazywany jest jurodiwym, Bożym szaleńcem, czy – jak chciał Rossellini – kuglarzem. Zakonnik, który głosił kazania ptakom i rybom, rozmawiał z wilkami, słońce, księżyc i wiatr nazywał braćmi, wodę, ziemię, a nawet śmierć – siostrami, wzbudzał zadziwienie, śmiech, politowanie, a niekiedy złość wśród sobie współczesnych. Naiwna radość życia czyniła z niego dziwacznego prostaczka.
Scenografię widowiska stanowią malowane płótna nawiązujące w kolorystyce i formie do znanych dzieł wieków średnich, między innymi do fresków Giotta. Przedstawiają one także fragmenty architektury średniowiecznej. Centralnym punktem dekoracji jest krzyż franciszkański, przedstawiający ukrzyżowanego Jezusa i świadków męki. Utrzymany w stylu bizantyjskim, został namalowany na desce z zachowaniem wszelkich klasycznych reguł i zasad tworzenia ikon (kolorystyka, proporcja). Krzyż wykonano w pracowni ikonograficznej grupy Agathos, nawiązującej do greckiej tradycji ikonopisania. Na uwagę zasługuje też gestyka postaci, która w opowieściach niektórych histrionów staje się bardzo ważnym środkiem wyrazu. Wyprowadzona ze średniowiecznej ikonografii, pozostaje umowna i hieratyczna. Szkoda tylko, że nie we wszystkich odsłonach została równie precyzyjnie i konsekwentnie dopracowana.
Katarzyna Flader – absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie oraz Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, adiunkt w Katedrze Dialogu Wiary z Kulturą UKSW
Zapraszam do obejrzenia fotorelacji